fbpx

W świecie rozwoju coraz częściej pojawia się wołanie o siostrzeństwo. Na kręgach, na warsztatach, w bliskim otoczeniu kobiet. Braterstwo mamy trochę oswojone pod postacią opowieści, baśni, filmów, gdzie mężczyźni ramię w ramię szli do jakiejś ważnej sprawy, unosili się honorem, stawali za sobą „Wszyscy za jednego, jeden za wszystkich!”. Tymczasem siostrzeństwo to taki trochę mityczny stwór, jak Yeti. Dużo kobiet o nim mówi, ale nikt go jeszcze nie widział.

Jestem ostrożna, w dystansie. Rozpoznaję powoli to, czym ono jest i czym nie jest, zwłaszcza, że nieraz czułam od kobiet również pewnego rodzaju presję, ciśnienie, jakby siostrzeństwo było jakąś niepisaną organizacją, do której trzeba należeć, bo jak nie należysz, to jesteś wykluczona. Nic dziwnego, że zapala mi się ostrzegawcza lampka. Czym więc jest ta solidarność między kobietami?

Słyszę w tym wołaniu ogromną tęsknotę za utraconą bliskością, miękkością, porozumieniem, ale widzę przepaść pełną błota. Zatrzymuję się zatem, bo nie chcę pudrować tej przepaści i udawać, że lukrowane gówienko to pączek. I żeby nie było, ja też tęsknię. Do matczynej, bezgranicznej miłości, do nieoceniającej bliskości, do kobiet, które obejmą, przytrzymają, przytulą, staną za mną, pozwolą się rozpaść i na nowo poskładać, będą cierpliwie czekać na to, aż stanę na nogi, wydorośleję. Czy ta tęsknota jest o siostrzeństwie? Mój jedyny brat nie był dla mnie konkurencją, jaką czują niektóre siostrzane rodzeństwa. Nierówne z racji kolejności urodzenia. Ta starsza, ta młodsza i związane z tym przywileje, obowiązki, napięcia, przeciągania struny, żale, niedomówienia. W przyjaźni było i jest mi różnie. Mam za sobą zachwyty i zdrady, miłosne wyznania i bolesne milczenie. Byłam raniona, ale i sama raniłam. I żeby nie było. Kocham kobiety coraz mocniej widząc ich różnorodność, wrażliwość i siłę.

Na razie wiem, czym siostrzeństwo nie jest. A na pewno nie jest dla mnie.

Nie jest trzymaniem się za rączkę i spijaniem sobie z dzióbków, wysyłaniem serduszek i dawaniem buziaków i przytulasów, choć oczywiście to może być elementem krajobrazu. Całkiem miłym. I niejednokrotnie bardzo potrzebnym tym z nas, które są poobijane i złaknione ciepła i akceptującej obecności.

Nie jest przyjaźnią, nawet taką, która nam się wydaje, że jest głęboka i prawdziwa, z mówieniem sobie wszystkiego, z wkurwianiem się na siebie, godzeniem, spędzaniem razem czasu, z niewidzeniem się latami i gadaniem, gdy się zobaczymy, jakby tych lat niewidzenia nie było.

Nie jest też miłosną relacją z drugą kobietą, nawet jeśli jej energia jest tak bardzo karmiąca i ekscytująca dla nas.

Czym więc jest, albo czym może być Siostrzeństwo? A może, czym ja chciałabym, by było Siostrzeństwo.

Zapytałam się siebie i tak samo pytam Ciebie:

Gdy mówisz o Siostrzeństwie postaw przed oczami kobietę, która cię wkurza i irytuje. Czy jesteś w stanie stanąć za nią, gdy będzie taka potrzeba i powiedzieć to moja siostra?

Gdy mówisz o Siostrzeństwie postaw przed oczami kobietę, która jest dla ciebie bardzo wymagająca. Czy jesteś w stanie stanąć za nią, gdy będzie taka potrzeba i powiedzieć to moja siostra?

Gdy mówisz o Siostrzeństwie postaw przed oczami kobietę, która Cię zraniła. Czy jesteś w stanie stanąć za nią, gdy będzie taka potrzeba i powiedzieć to moja siostra?

Gdy mówisz o Siostrzeństwie postaw przed oczami kobietę, która podejmuje decyzje kierując się zupełnie innymi wartościami, niż Twoje. Czy jesteś w stanie stanąć za nią, gdy będzie taka potrzeba i powiedzieć to moja siostra?

Moje ciało reaguje napięciem, gdy stawiam sobie te pytania. Czuję, że długa droga przede mną, przed nami. Droga pełna nieufności i ran.

Na ten moment czuję, że Siostrzeństwo jest o miłości.

Na ten moment czuję, że Siostrzeństwo jest o miłości. Najpierw wobec siebie samej, a potem wobec drugiej kobiety. Jest o uznaniu mocy. Najpierw swojej własnej, by móc uznać ją u innej kobiety. Jest o zaufaniu. Najpierw sobie samej, by móc zaufać innej kobiecie. Jest o prawdzie. O rozpoznaniu, co jest moją prawdą, by potem umieć dać to prawo do własnej prawdy innej kobiecie. Jest o samosterowności i decydowaniu o sobie. Najpierw uczę się, jak być samosterowna i jak podejmować decyzje, które są w obecności na mnie i na osoby, których dotyczą. Gdy to umiem, to rozumiem, że inne kobiety mają prawo do decydowania o sobie i podejmowania takich decyzji, jakie są najlepsze dla nich. Jest o rozpoznaniu, zaopiekowaniu i uleczeniu tych zranień, które otrzymałam od kobiet, by wspierać inne kobiety w ich powrocie do emocjonalnego zdrowia w zakresie kobiecości. Ale jest też o rozpoznawaniu tego, jakie ja zadałam i zadaję rany innym kobietom i stawaniu do odpowiedzialności za siebie i za swoje reakcje i zachowania.

To co muszę zrobić, by wyczyścić tę przepaść pełną błota, to zaopiekować się sobą. Zacząć mówić i myśleć o sobie dobrze. Akceptować potknięcia jako część rozwoju, ale i brać za nie odpowiedzialność, podobnie jak za podejmowane decyzje. Rozpoznawać swoje rany i starać się rozumieć reakcje obronne, które pojawiają mi się w relacjach.  I zacząć ufać sobie. Gdy ufam, wiem, że stanę za sobą zawsze wtedy, gdy będzie taka potrzeba. Jest dużo większa szansa, że stanę też za inną kobietą, ufając jej, że to, co czuje, jest dla niej prawdziwe, że to, co wybiera jest najlepsze dla niej. Nie potrzebuję jej wtedy umniejszać, mogę dać jej prawo do własnych wyborów i decyzji, nawet jeśli są niezrozumiałe dla mnie.

To, co mogę zrobić już teraz, to robić kobietom przestrzeń na ich prawdę i towarzyszyć im w procesie stawania do własnej mocy. Nie umniejszać ich, nie deprecjonować, szanować ich wybory, ale też stawiać granice i komunikować je z miłością. Wyciągać rękę do tych, co potrzebują i dbać o  własne zasoby.

Czy to Siostrzeństwo? Pewnie jakiś krok do niego.

Social media & sharing icons powered by UltimatelySocial